sobota, 18 lipca 2009

Podsumowanie

A teraz przyszedł czas na refleksje i podsumowanie.

1. Zimą w Argentynie i Chile w zależności od części kraju może być naprawdę zimno. W Brazylii chyba raczej OK.
2. Brazylia i Chile droższe od Polski tak z 20-30%. Argentyna tańsza od 10 do 30%. Tak na moje zdrowe oko. Osąd bazuję na cenach noclegów, produktów spożywczych w sklepach, cenach posiłków, piwa, wina, pamiątek.
3. Na lotnisku międzynarodowym w Buenos Aires nie wymieniajcie pieniędzy w Global Exchange. Kurs mają bardzo niski. Wystarczy wyjść po odprawie paszportowej i odebraniu bagażu i poszukać Banco de Argentina. Kurs normalny.
4. Jeśli lubicie przyrodę to Chile jest pod tym kątem stworzone. Tak samo nie pomijajcie na trasie Iguazu !
5. Najlepsze jedzenie jak dla mnie w Argentynie i ich boskie steki.
6. Kartami praktycznie wszędzie można zapłacić w Sao Paulo, troszkę gorzej w Chile i Argentynie, ale w ich stolicach nie ma raczej problemu.

Dzień 30 - ostatni w Buenos

Piszę ten wpis z opóźnieniem, ale do południa skoczyliśmy pozwiedzać piękny budynek Edificio de Aguas Argentinas. Niestety muzeum w środku było zamknięte. Nie wiem czy z powodu grypy czy może ze względu na zimę. Zobaczyliśmy tylko to co pozostało w biurach. Bo duża część budynku to jakieś biuro miejskie czy urząd. No nic, zdarza się. Potem obejrzeliśmy Jardin Botanico i Jardin Japones w Palermo. I metrem udaliśmy się w stronę San Telmo. 2 przecznice od hotelu zjedliśmy obiad. Ja zamówiłem lomo i piwko. Ostatnia super wołowinka w BA :-(.

Potem w taksóweczkę i za 100 pesos na lotnisko. I żegnaj boskie Buenos. See ya later!

poniedziałek, 13 lipca 2009

Dzień 29 - dalsze zwiedzanie Buenos

Dziś pochodziłem po centrum i Monserat. Chciałem zobaczyć m.in. Teatr Colon ale niestety był w renowacji i kompletnie zamknięty. Pooglądałem inne zabytki. Dziś znów przeszedłem kilka kilometrów (bardzo dobrze dla kondycji i spalania nadmiaru tłuszczu.). Ale z drugiej strony te ich olbrzymie steki...

niedziela, 12 lipca 2009

Dzień 28 - Buenois Aires w stylu gauchos

Dziś zwiedziłem obszar San Telmo oraz trochę centrum. Na koniec pojechałem zobaczyć Feria de Mataderos.

Ale od początku. W San Telmo w niedzielę na Plaza Dorrego targ staroci czy też pchli targ. Sprzedają tam różne starocie zaczynając od starych syfonów szklanych za 50 pesos aż do starej biżuterii i mebli. Co ciekawe udało mi się zidentyfikować 2 zł przedwojenne, 1000 marek polskich z 1919 r., parę rubli oraz aparat fotograficzny "Smiena" chyba z lat 40-50. Pokręciłem się tam trochę i potem poszedłem wzdłuż ulicy Defensa do centrum. Na tej ulicy też było trochę sprzedawców miejscowych wyrobów rękodzielniczych i innych turystycznych pierdół. Aczkolwiek jeśli chodzi o wyroby rękodzielnicze to faktycznie widać, że jest to ręczna robota. Czasem było nawet widać jak rzemieślnik robił na miejscu dany wyrób. Np. bombille i calabasse (patrz zdjęcie) służące do picia Yerba Mate (są o połowę tańsze niż w Polsce). Dużo wyrobów ze skóry było widać (portmonetki, paski etc.), ale jakość ich była różna - od bardzo dobrych wyrobów do dość słabych.

W centrum oczywiście standardowo parę fotek przy Pałacu Prezydenckim, Methropolitan Cathedral, budynku władz miejskich etc. Potem wsiadłem w autobusu 126 by obejrzeć Feria de Mataderos. Oprócz standarowych stoisk z wyrobami z różnych regionów Argentyny, ulicznych tańców z muzyką na żywo najciekawszą rzeczą jest tam "Carerra de Sortija" czyli "Wyści Pierścienia". Polega on na tym, źe jeździec w galopie powinien nanizać wiszący na wysokości głowy pierścień na stalowy bolec. najlepeij objrzyjcie sobie zdjęcia w mojej nowej galerii.
A oficjalna strona Ferii tutaj.

Buenos Aires and countryside

sobota, 11 lipca 2009

Dzień 27 - Boskie Buenos

Wczoraj po przyjeździe pochodziłem wieczorkiem po San Telmo i Puerto Madero.
San Telmo to okolica w której mieszkam. Przypomina trochę angielskie, francuzkie i włoskie uliczki - wąskie i malownicze. Mieści się tam sporo galerii sztuk, antykwariatów i sklepów z antykami. Puerto Madero to natomiast odnowione doki. Obecnie jest to malownicze miejsce z dużą ilością restauracji i knajpek.

Rano po śniadaniu wybrałem się na zwiedzanie. Rozpocząłem od La Boca. Ogólnie dojechałem tam autbousem za 1,25 pesos (1,1 zł tylko !). Słynna jest z kolorowych domów i knajpek. Pomimo turystycznego charakteru miejsce mi się spodobało. Byłem tam z 2h, bo robiłem sporo zdjęć i filmowałem. Zaletą tego miejsca jest to, że w niektórych kafekach są małe sceny na ulicy na których profesjonalni tancerze tańczą tango w celu zachęcenia klientów. Oczywiście wszystko na wolnym powietrzu. Więc można sobie pooglądać nie koniecznie idąc na płatny tango show, których tutaj mnóstwo. Zmęczyłem się chodzeniem i prawdę mówiąc zmarzłem też więc skonsumowałem steka i popiłem super kawką na koniec :-).

Buenos Aires City of Tango


Potem pojechałem na Recoletę. Miejsce znane przede wszystkim z cmentarza Recoleta, Muzeum Sztuki i pałacu Glace. Cmentarz naprawdę wyśmienity. Takich grobowców jeszcze nie widziałem. Niektóre to małe kapliczki i świątynie. Oczywiście nic nie przebije kaplicy Scheiblera, ale średnio statystycznie Recoleta bije cmentarz na Ogrodowej. Nie wiem jak Powązki, bo wstyd przyznać, ale nie byłem nigdy pomimo 6 lat spędzonych w Warszawie. Przez przypadek znalazłem gerobowiec rodziny Duarte gdzie pochowana została Evita Peron. Znalazłem także grobowiec... polski. Ufudnowany przez kontrowersyjnego Jana Kobylańskiego gdzie zostali pochowani 3 polscy generałowie brygady. Ciekawy polski akcent. Obok cmentarza znajduje się bazylika Del Pilar gdzie znajdują się relikwie 2 świętych. Zaraz za bazyliką znajduje się centrum kulturalne Recoleta z wystawami sztuki. Akurat w sobotę jak byłem to trafiłem na wystawę z oryginalnymi akcesorami z Gwiezdnych Wojen. Mam zdjęcie z Lordem Vaderem moim bohaterem ;-). Potem pochoszedłem do centrum wzdłuż najszerszej ulicy na świecie Avenida 9 de Julio (czyli 9 lipca). Dotarłem do Obelisku i skręciłem w deptak Lavalle a potem w ulicę Florida. Na końcu doszedłem do Galerii Pacifico czyli domu handlowego. Słynie z malunków na sufitach i ładnej architektury. Potem wróciłem się wzłuż Florida do najbliżej stacji metra i pojechałem do hotelu. Metro tak na marginesie jest także tanie (1,1 pesos czyli 1 zł). Ogólnie wróciłem do hotelu o 21.00 i szczerze mówiąc czułem nogi. Po drodze kupiłem argentyńskie piwo Quilmes wersję stout czyli ciemne piwko :-). Moje ulubione. Stoucik był dobry. Aaaa i co do piwa często w knajpie pytają się czy chcesz litrowe piwo. W sklepie najpowszechniejsze są 1 litrowe butelki. Szczerze mówiąc nie spotkałem pół litrowych. Puszki 0,33 ależ i owszem.

piątek, 10 lipca 2009

Dzień 26 - przelot do BA

Rano w Puerto Iguazu obudziła mnie burza ok 7.30. Lało jak z cebra. Na szczęście potem przestało. Po śniadaniu poszedłem do biura Four Tourist Travel (☎ 422962, 420681), które jako jedyne zawozi i przywozi z lotniska minibusem za rozsądną cenę 15 pesos. W moim hotelu chcieli za ato 60 pesos niewiele taniej niż taksówki. Biuro było 2 przecznice od hotelu ok. 200 m. Więc po co przepłacać skoro za różnicę w cenie mam super argentyńskiego steka ?

Rankiem wybrałem się zobaczyć rzekę (Rio) Iguazu. Rzeka, jak rzeka, ale lepsze to niż siedzenie w hotelu. TYm bardziej, że widziałem uliczki już nie tak turystyczne lecz normalne dla krajowców. Ok. 11.00 znów zaczęło padać więc wróciłem do hotelu i piszę bloga. Za 40 min. powinien podjechać po mnie bus. I ciao Iguazu !

czwartek, 9 lipca 2009

Dzień 25 - Iguazu Falls - strona argentyńska = CZAD !

Wstałem dopiero o 9.0, szybko ogarnąłem się i o 10.00 byłem na dworcu autobusowym. Za 5 pesos przejazd do Parku narodowego po stronie argenytńskiej. Wstęp dla Europejczyków za 60 pesos (54zł). No i ......

PRAWDZIWY CZAD. Co będę pisał. Naprawdę strona argentyńska zapiera dech. 3x więcej do oglądania niż po stronie brazylijskiej. Ogląda się je z każdej strony, z powietrza prawie też, bo są kładki ponad wodospadem. No i po drodze jak się jest uważnym można zobaczyć miejsowe fajne zwierzaki :-). Nakręciłem chyba z 1,5h wideo tylko kto to będzie potem oglądał :-).
Wykupiłem także przejażdżkę na szybkiej łodzi. Zabawa polega na tym, że podpływa się pod wodospad tak blisko, że woda wlewa się do łodzi i wszysycy uczestnicy w sekundę są mokrzy. Ja na szczęśie zmokłem do połowy. Górną część ciała chroniła moja kurtka Fjord Nansen. Naprawdę niezła, bo tona wody chyba mnie zalała. Troszkę wlało mi się w rękaw, ale tylko dlatego, że przytrzymywałem daszek kaputra i niedokładnie zawiązałem sobie rękaw. Kurtka warta była swojej ceny. Najlepsi byli inni. Calutcy mokrzy. Więc jeśli chcecie sobie zafundować taką przjażdżkę zimą to lepeij wziąść ciuchy na zmianę, bo pomimo 20 stopni celcjusza przy pochmurneij pogodzie szybk się nie schnie. Impreza trwała ok. 12 min i kosztowała 75 pesos czyli coś z 65 zł. Ale warto było.
Ogólnie wniosek taki, że naprawdę warto zobaczyć stronę argnetyńską. Oraz brazylijską of course.

Link do nowego albumu poniżej
Iguazu Falls Argentina

środa, 8 lipca 2009

Dzień 24 - Iguazu Falls - Cudowne wodospady Iguazu !

Rano o 6.30 pobudka, bo o 9.05 wylot do Iguazu. Z Soho Palermo (BA) na lotnisko krajowe taksówką jedzie się ok.15 min za 22 pesos (20 zł). Przed 12.00 byłem w hotelu w Puerto Iguazu (arg.).
I po ogarnięciu się wyruszyłem na brazylijską stronę, ponieważ wystarczy 0,5 dnia na nią. W czwartek będę zwiedzał argentyńską stronę, bo jest dłuższa.
Na dworcu autobusowym wsiada się w autobus za 3 pesos, którym przekracza się granicę. Ok.4 km od granicy wysiada się i przechodzi ulicę by złapać brazylijski bus za 2.20 reala. No i może po 1h jest się w parku narodowym.

Wstęp do Igauzau kosztuje 21.15 reala i można płacić kartą debetową. Ale moją kredytówką Citi też się dało po wprowadzeniu PIN :-). Jedyny minus to, że deszcz padał ! Oczywiście jak wyszliśmy z aprku to przestał. Po drodze spotkałem Kolumbijczyków ale nie z Medellin lecz z Bogoty.
Ale wracając do wodospadów ... CUDOWNE WIDOKI. Zresztą popatrzcie na zdjęcia w albumie.
Iguazu

Dzień 23 - przelot

We wtorek do południa pochodziłem po Valparaiso jeszcze. Fajnie było sobie pochodzić po uliczkach i pooglądać prawdziwe arcydzieła sztuki na ścianach czyli murale.

O 12.00 w bus za 2.000$, potem przesiadka i za 1.400$ na lotnisko. W sumie 2h zabrało mi to, czyli bardzo szybko. Potem przelot LAN Peru z przepięknymi stewardessami na pokładzie. Żal było opuszczać samolot. No i nocleg w Buenos Aires za 40 pesos.

poniedziałek, 6 lipca 2009

Dzień 22 - Vina del Mar i Valaparaiso

Na śniadaniu poznałem parę emerytów z Nowej Zelandii. Też podróżują po Ameryce Południowej. 10 tygodni. Fajnie. Dostałe od nich kartę na pociąg. Kartę taką trzeba kupić i naładować odpowiednia kwotą, aby móc przjechać. Nie ma papierowych biletów. Pociąg a tak naprawdę Metro jak oni nazywaja kursują co 15 min. Przejazd do Vina del Mar trwa 10-15 min. i kosztuje chyba 400-450 pesos.
Vina del mar to takie uporządkowane miasto w porównaniu do Valparaiso. Parę pałaców, wieżowce i właściwie nie rzuca na nogi.

Natomiast Valparaiso to takie miasto trochę artystyczne. Zresztą popatrzcie na zdjęcia.

A tutaj albumik z Valparaiso:
Valparaiso, Chile

niedziela, 5 lipca 2009

Dzień 21 - Valparaiso

Rano miałem dozwiedzić Santiago, ale nie chciało mi się. W południe wyruszyłem za to do Valparaiso.

Valparaiso jest kurortem morskim i wypoczynkowym dla Santiago. Mnie się spodobało. Z Santiago można dojechać w 1,5h za 4.200 pesos z dworca np. przy metrze Universidad de Santiago. Bilet w 2 strony jest tańszy i kosztuje 6.300. No i można płacić kartą kredytową.

Nocowałem w hostalu "El Rincon Marino" (tel 08-901 4203 oraz 032-2225815). Ceny już od 15 USD za łóżko. Hostal bardzo dobry ! W cenę wliczone śniadanie. Naprawdę polecam.

W albumie dodałem parę ekstra zdjęć.

sobota, 4 lipca 2009

Dzień 20 - droga do Santiago i ogólne refleksje

Jadę sobie znaną powrotną trasą do Santiago i pisze relację z 3 ostatnich dni. Po drodze super widoki, ale nie robię zdjęć, bo szyby lekko przybrudzone, miejsce na zdjęcia kiepskie i raczej pochmurno, ale bez deszczu.

A do refleksji o Chile. Potwierdziły się moje wcześniejsze przypuszczenia, że jest to kraj nie należący do tanich. Wyszło to nie tylko z obserwacji cen w Santiago i w San Pedro, ale także z rozmów z miejscowymi. Wiadomo, że Santiago to stolica i ceny wyższe. TO samo z San Pedro - miejscowość turystyczna. Np. cena paczki makarony 400g w San Pedro to 600-700 pesos czyli 4-5 zł. W Santiago 470-550 pesos. Noclegi w średnim standardzie w hotelach Santiago lub San Pedro zaczynają się od 60 USD w górę. Oczywiście są też hostele od 12 USD za łóżko, ale standard niski.
Ceny książek zwykłych naprawdę drogie. Jeden z napotkanych studentów mieszkający w Patagonii mówił, że kupuje książki w Argentynie bo są o połowę tańsze.
Jesst tu dużo psów na ulicach. Zarówno na wsi jak i w mieście. Nie są agresywne i wychudzone. Albo ludzie je dokarmiają albo same sobie jakoś nieźle radzą. Na ulicach raczej bezpiecznie. W nocy za bardzo nie chodziłem, ale po zmroku parę razy wracałem sam i na szczęście nic mnie nie spotkało.

Dzień 19 - Geyser del Tatjo

W programie wycieczki oczywiście gejzery (Tatjo Geysers) Campo Geotermico, Aguas Termales i wizyta w pueblo Machuca. Cena wycieczki waha się od 14.000 do 18.000$ (tutaj $ oznacza pesos) plus wstęp do parku 3.500. Pobudka o 3.45 rano, trochę za wcześnie bo minibus przyjechał po mnie dopiero o 4.30 bo byłem ostatni na trasie do zabrania. Ale kto wiedział. Do gejzerów było chyba z 2h jazdy. Siedzieliśmy w kurtkach, bo tutaj autokary nie są ogrzewane tak jak u nas. Oczywiście ubrałem się w ekstra rzeczy, ponieważ uprzedzono nas, że będzie -15 stopni. I faktycznie tak było. Bez śniegu, ale mroźno i trochę lodu. Na miejsce przybyliśmy coś koło 6 rano tuż przed wschodem słońca. Jak zwykle widok niesamowity. Jednakże gejzery nie były takie typowe jak znamy z filmów o Yellowstone. Były to gejzery, które zamiast wody wyrzucają parę wodną. Ale było też kilka miejsc gdzie widać było bulgoczącą wodę. Na miejscu mieliśmy polowe śniadanie. Gorąca kawa, herbata, czekolada i bułki z serem. Rozgrzało nas to trochę. Potem pojechaliśmy w inne miejsce z gejzerami i z małym bajorkiem wilekości standardowego basenu w którym można było popływać. Woda oczywiście z ciepłych źródeł. Nie kąpałem się, bo jak pomyślałem, że mam potem wyjść i się wytrzeć w temp. -15 stopni to przeszła mi ochota na coś takiego. Tak jak już pisałem jedyny minus pobytu tutaj to włąśnie zima i niskie temperatury wieczorami i nocą. W drodze powrotnej przystanek w Pueblo Machuca w której żyje coś z 8 osób. Ale jest mały kościółek i ludzie żyją tylko z turystów. Na miejsce wróciliśmy równo w południe.
Resztę dnia spędziłem na pochodzeniu po San Pedro i rozmowach z ludźmi z hostelu. A o 19.30 podróż powrotna do Santiago.

Dzień 18 - Lagunas Altiplanicas

W programie wycieczki całodniowej Valle de Jerez, Salar de Atacama, Laguna Chaxas, Pueblode Socaire, Lagunas Miscanti, Pueblo Toconao i Meniques. Podobno w całości przejeżdża się 300 km. Cena waha się od 24.000 do 28.000 pesos plus wstępy do parków 4.000. Na początku pojechaliśmy nad Salar de Atacam i Laguna Chaxas. Miejsca te słyną ze słonego jeziora i z narodowego parku w którym żyje duża kolonia flamingów (hiszp. los flamencos). Wyruszyliśmy rano koło 8 i na miejscu byliśmy coś po ponad godzinie. Jak zwykle rano było zimno. Coś koło zera. co się potwierdziło, bo pomimo, że jezioro było słone to jednak w pewnych miejscach widoczny był lód. A co do flamingów, było ich trochę, ale nie aż tak dużo jak móżna byłoby się spodziewać. Ale cóż nie zawsze ma się to co się chce. Następnie po drodze pojechaliśmy też zobaczyć dwa jeziora polodowcowe, które też urzekają swoim pieknem. W najwyższym punkcie naszej wycieczki byliśmy na wysokości 4.300 m. Faktycznie potwierdziło się, że człowiek szybciej męczy się, bo mniej tlenu w powietrzu. Wysokość znosiłem raczej bez problemów. Oczywiście były momenty, gdy po zbyt szybkim marszu trzeba było przystanąć i zaczerpnąć głęboko w płuca haust powietrza. Jednakże dla pewnych osób wysokość może sprawiać problem. Poza tym jak to w górach. Trzeba się przygotować na zimno, silny wiatr i ostre słońce. Wyceiczka jak dla mnie wspaniała, ponieważ widoki i przyroda są w Chile niesamowite i malownicze. Drogi często prowadzą przez wzgórza z niesamowitymi widokami na góry i cały płaskowyż. Widok na 20-30 km w czystym górskim powietrzu. Jeśli nie lubicie widoków przyrodniczych to taka wycieczka raczej wam się nie spodoba.
Po drodze zjedliśmy lunch (w cenie) i na końcu zwiedziliśmy Pueblo Meniques. Moje wrażenia z tego puebla i z przejeżdżanych miasteczek jest takie, że żyją raczej skromnie.

Po drodze oczywiście trzasnąłem mnóstwo zdjęć. Udało nawet sfotografować miejscowe zwierzęta z różnymi odmianami lam i ptactwa. Zdarzył się nawet wilk !
W naszej grupie była para Finów, którzy podróżują po świecie już 5 msc. Wzięli roczne urlopy w pracy i jeżdżą. Udało im się kupić w biurze podróży lot dookoła świata z przystankami oczywiście (chyba 10 przystanków) za 2.700 Euro. Nie pamiętam tylko czy cena była za parę czy za osobę. Bynajmniej nie jest to dużo za lot dookoła świata.

Przed 18.00 wróciłem z bogatymi wrażeniami do hostelu. oczywiście nowe osoby pojawiły się wraz z parą Szkota i Angielki pochodzenia polskiego (Skarżyńska po dziadku). Tego wieczorku zebrała się taka fajna ekipa, że zrobiliśmy zrzutę na grilla, wino i pisco (chilijski alkohol). Na grilla kupiliśmy kawałki kurczaka i ... mięso lamy ! Oczywiście lamę jadłem po raz pierwszy raz w życiu. Mięsko naprawdę świetne. Podobno bardzo zdrowe. Nie ma ani grama tłuszczu. Jest podobne w smaku jak wołowina, ale bardziej słodsze i elastyczne. Polecam mniam, mniam. Oprócz grilla było też ognisko bo w nocy temperatura chyba spadła do 8 stopni, a może i mniej. W każdym bądź razie moje przed wyjazdowe zakupy czyli polar i kurtka przeciwdeszczowa i przeciwwietrzna okazały się strzałem w dziesiątkę. To moi przyjaciele przez ostatnie 1,5 tyg. i przez najbliższy kolejny tydzień. Imprezkę skończyła się o 12 w nocy a ja mam pobudkę prze 4 rano, bo o tej porze wyjeżdża się oglądać gejzery.
W międzyczasie niestety okazało się, że moja wycieczka do Sewell i kopalni miedzi została odwołana. I to znów z powodu pogody. Prosiłem biuro podroży o ewentualne powiadomienie mnie SMSem jeśli znów będą odwoływali. Cóż, ale bilet powrotny do Santiago już dawno miałem wykupiony.

A tutaj ceny paru wycieczek, które można było wykupić z San Pedro:
1. Moon Valley 6 tys pesos + 2 tys wstęp do parku
2. Geyser Del tatyo 16 tys + 3,5 tys parkowego
3. Salar de Atacama 38 tys
4. Lagunas Altiplanicas 27 tys
5. Laguna Cejar 15 tys
6. Valle del Arcoiris 25 tys
7. Laguna Verde Bolivia 25 tys.
Ale oczywiście trzeba odwiedzić parę agencji i się targować.

Dzień 17 - San Pedro de Atacama

Po przybyciu rano koło 9.30 trzeba było znaleźć miejsce noclegowe. Na szczęście na dworcu były 2 osoby oferujące noclegi w hostelu. Ceny zaczynały się od 5.000 pesos czyli 10 USD w górę. Muszę przyznać, że wybrałem hostel całkiem dobrze, ale nie ze względu na standard, ale ludzi, którzy nocowali tutaj. Od razy zaprzyjaźniłem się z Chilijczylikiem i Niemcem. Hostel Cabur (hostalcabur@gmail.com) jest nieco z boku ale i tak do centrum szło się tylko 5-8 min.

W południe pochodziliśmy po mieście. Samo San Pedro de Atacama (link do ich strony) jest wiochą z ok. 2000 mieszkańców. Utrzymuje się właściwie z turystów. Na głównej ulicy jest mnóstwo małych biur podróży, sklepików, barów i restauracji. Główna ulica zwana Caracoles trochę przypominała mi ulicę z filmów o dzikim zachodzie. Ogólnie oprócz picia to nie ma co tu robić. No oprócz zwiedzania okolic, które dostarczają niezapomnianych wrażeń. Po drodze zorientowałem się w cenach wycieczek po okolicy, a jest ich z 6-8 co najmniej i wykupiłem 2 z nich. Ceny potrafią się różnić nawet o 20% więc warto się przejść tym bardziej, że wiocha jest mała. Można ją przejść może w 15 min.

Po południu z Patricio (owym Chilijczykiem) wypożyczyliśmy rowery (caly dzień 5.000 pesos, pół dnia 3.000) i pojechaliśmy 16km od San Pedro zobaczyć zachód słońca w Valley de La Luna (czyli w dolinie księżycowej ang. Moon Valley). Z przystankami jechaliśmy ok. 1,5h, co nie było to takie łatwe, bo na wysokości 2.000 m n.p.m. powietrze jest rzadsze. Momentami musieliśmy stanąć i odpocząć z 3 min. Moon Valley dostarcza pięknych wrażeń. Ogólnie jak całe Chile. Jeśli lubicie przyrodę to polecam. Widoki są przecudne !
Oczywiście dla leniwców są wycieczka gdzie zawożą minibusem na miejsce za 8.000 pesos. Plus wstęp 2.000, bo jest to teren parku narodowego. A wieczorkiem kolacja i wino chilijskie oczywiście.

A co do Niemca. Skończył mu się kontrakt w USA gdzie pracował jako inżynier i ze względu na kryzys nie mogli go zatrudnić ponownie. Postanowił więc podróżować po Ameryce Południowej przez rok. Po roku ma wrócić do USA i znaleźć pracę, bo może kryzys minie.

Zachęcam do oglądania albumu zdjęć. Dodałem nowe.

Dzień 17 - Podróż z Santiago do San Pedro

Podróż z Santiago do San Pedro de Atacama trwała około 23-24h. Standard podróży bardzo dobry. Nie są to takie autobusy jak u nas. Ma się więcej miejsca na nogi niż w naszych dalekobieżnych PKSach. No i są różne klasy. Semi Cama to podstawowa klasa, ale siedzenie rozkłada się mniej więcej tak, że jedzie się półleżąc. Salon Cama jest wyższą klasą. Różni się od Semi Camy tym, że są droższe o ok.50-100% i w rzędzie są 3 siedzenia zamiast 4. Poza tym dużo więcej miejsca na nogi. Ale klasa podstawowa jest naprawdę dobra. W drodze do San Pedro dostałem dwa razy przekąski, na pokładzie były też monitory i obejrzałem z 4 filmy, widok z górnego pokładu jest niesamowity. Cena biletu na tej w jednym kierunku trasie w klasie semi cama to około 26.000-29.100 pesos, czyli około 50-60 USD (cena promocyjna bo na bilecie cena podstawowa była 39.000, ale tu jest duża konkurencja i często są promocje na busy). Po drodze oczywiście było około 5-6 przystanków w głównych miastach by wysadzić i zabrać pasażerów. A no i na pokładzie oczywiście WC i steward, który opiekuje się pasażerami. Poduszki i kocyki też są. Jednym słowem nie taka ciężka ta podróż. Myślę, że w Europie nie ma takich autobusów. Na pewno nie w Polsce.