czwartek, 25 czerwca 2009

Dzień 11-12 Santiago de Chile

W środę ostatni dzień. Lunch z argentyńskim stekiem. Oczywiście stek był bardzo duży chociaż nie największy. Wieczorem nie poszedłem nawet na kolację. Ale steki mają przepyszne (wybaczcie jeśli się powtarzam, ale nie pamiętam co pisałem :-))

I finalna destynacja - Santiago. Oczywiście chłodno i inne powietrze. Krajobraz jak w Davos w Szwajcarii. Chile jest bardziej uporządkowane niż Argentyna. Oczywiście Brazylia na samym końcu.

Hotel - no cóż poprostu super. Wina chilijskie - też. A co mnie zdziwiło to, że Argentyma też produkuje bardzo dużo, bardzo dobrego wina.
Jestm już lekko zmęczony, bo czasem i w hotelu coś się kończyło. Ale na szczęście jutro wieczorem WAKACJE ! Nie mam nawet pojęcia co pozwiedzać. Ale jutro w biurze mi powiedzą, więc wam opiszę, jak znajdę gdzieś darmowe WiFi.

A tak na marginesie. Cała Ameryka Południowa nabija się z argentyńczyków, na pewno brazylijczycy i chilijczycy. Po prostu w Argentynie zadzierają nosa, twierdzą, że są europejczykami w Ameryce Południowej, uważają swój kraj za najlepszy. Podobno krążą dowcipy o nich. Musi to być prawda, bo w Brayzlii słyszałem docinki o nich i w Chile też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz